No i pobiegliśmy


Nawet bez pomocy defibrylatora ukończyliśmy w komplecie niedzielny bieg. 
Nikt nie dostał zawału i nie zanotowaliśmy piany na ustach. 
My żyjemy, a Agnieszka będzie chodzić.
Yupi!
I choć 356 miejsce na 420 sztafet nie jest najlepszym z możliwych wyników (delikatnie rzecz ujmując), to nie o szybkość tutaj chodziło. 

Celem było zebranie funduszy na protezy dla Agnieszki i to nam się udało. 
Wszystkim, wspólnie.
W tej kategorii wypadliśmy nawet dużo lepiej – 26 miejsce na 420 sztafet i kilkaset złotych zebranych w szczytnym celu uznaliśmy za nasz sukces. 
Za rok będzie już tylko lepiej i nie dlatego, że gorzej być już nie może.

Dziękujemy tym, którzy wsparli nas duchowo, finansowo i dobrym słowem. Każda forma wsparcia była dla nas równie ważna.
Biegł ktoś z Was? Widzieliśmy się?
Przepraszam jeśli kogoś nie poznałam, miałam zaćmę przez kilka godzin po zdarzeniu :)
Również, jeśli ktoś z Was zdecydował się na Wolontariat przy organizacji imprezy, zapraszam do podzielenia się wrażeniami.
Impreza jest ważna z jeszcze jednego ważnego powodu, mianowicie nie tylko biegających rodziców, ale i cieszących się dzieci. 
Rok temu na mecie powitana zostałam płaczem zawodu - mama jednak nie była pierwsza (ups). Tym razem nie było to już najważniejsze (oczywiście i tradycyjnie pierwsze miejsce było absolutnie poza moim zasięgiem). Nie było jednak płaczu, był za to śmiech i radość - HA!
A na koniec: 
Mamo, za rok ja też pobiegnę. 
A z tego co widziałam, wielu rodziców było w ostatnią niedzielę na Rynku w Krakowie.
Dzięki Wam ludzie! 

Komentarze

Popularne posty